oto kot...
Dziś postanowiliśmy ruszyć na miasto w poszukiwaniu dobrych znaków, sugerujących powodzenie naszej podróży. W miejskim ukropie zadanie okazało się jednak o wiele trudniejsze niż przypuszczaliśmy.
Pełni werwy rozglądaliśmy się na lewo i prawo, "zapuszczaliśmy żurawia" do bram, metr po metrze przeczesywaliśmy sklepienia kamienic. Zerknęliśmy na niebo i policzyliśmy kostki chodnikowe. Każdy włos dzieliliśmy na czworo, doglądaliśmy obu końców kija, pletliśmy trzy po trzy, piąte przez dziesiąte rozumiejąc. Wydawało się, że nic już nie uda nam się znaleźć - chmury pouciekały, nikt nie chciał od nas na piwo, a Kapela z Chmielnej zamilkła.
Wśród miejskiego odrętwienia był jednak ktoś, kto na nas czekał, gotów poświęcić nam swój czas...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz